Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ogniem wewnętrznej gorączki i drgania
Powiek, gdy ciężeć poczną od czuwania.
A słów mierzonym śpiewanych akcentem,
Skoro się przytem wyrzuci niemało
I subtelności nie jednej zakrętem
Wstecznym, skoro się dobrze naszukało — —
I człowiek, w całej myślenia machinie,
Poczyna czuć się zostawionym sobie,
Lubując giętkość jak skoczek na linie,
Starego ojca niosący w osobie. —
Tej to gorączki z nałogu czekano,
A co raz nową rzecz dyskutowano.

Zofia z Knidos, pośród tej drużyny
Mądrej, podobną była do opalu,
Co zda się mieścić wszystkie tęczy płyny —
Lecz nie rozlewa ich z skąpstwa czy żalu?
Żalu — bo opal z łzawym błyska mętem;
Skąpstwa — bo blask swój wycedza ze wstrętem.
Zrodzona w Knidos, w Rzymie wychowana,
Gdyby to było nie za Adriana,
Kiedy już Sybill błękitne jaskinie
Proroczych w sobie nie kryły trójnogów —
Możeby głos jej był jako naczynie
Brzmiące, dla ludzi śmiertelnych i bogów.
Lecz inny wzywał smak, rządziło nie to:
Była więc więcej od Sybill — kobietą!
Była tem samem — bo czasów własnością,
Natchnieniem smaków ich — z bezświadomością!

Pod temi laury, których liść szeroki
Lamp różnofarbnych złamały promienie,
Szaty ją wiewne tulą jak obłoki
I układają na ciche kamienie —
Z rzeźbą ich łącząc tak żywą naturę,
Jak rzeźba wpaja się w architekturę.