Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Tłumy z jakiegoś wracają igrzyska,
Po wzgórzach warty obchodzą wigilie —
Chłopięta śmietnik zmieniają w ogniska;
Cyprysy milczą — woń roznoszą lilje —

Syn Aleksandra, wstrzymawszy się nieco,
Do Grammatyka Rzymskiego te słowa
Mówił: «Te światła, co u wnijścia świecą,
Gdzie właśnie nocna przelatuje sowa,
Rok temu, skoro zapalano, pomnę,
Wjeżdżałem obcy w to miasto ogromne.»
«Któżby zgadł?» na to Grammatyk odrzecze,
«Że oto w czasie tak krótkim, zaiste
Nieokrzesane straciwszy narzecze,
Latyńskie słowo wypowiadasz czyste!
Co więcej! mądrość mający na celu,
Ktoby zgadł mówię, że w wjazdu rocznicę
Zwiedzić już myślisz młody przyjacielu
Arthemidora mądrości świątnicę?» —
«W czasie tak krótkim powiadasz — pociecha!
Epirczyk odrzekł z westchnieniem głębokiem.


III.

I szli. — Rok minął dni i godzin tokiem.
Arthemidora ogród oświecony:
Fastigium domu nad skrawym obłokiem
Czerni się w trójkąt; niżej biust złocony,
Z framugi ciężkie wychyliwszy czoło,
Rzekłbyś iż chyłkiem pogląda w około.

Zofię z Knidos mędrzec miał u siebie. —
Uczniowie w laurów ciennikach siedzieli,
Czekając: gwiazdy aż błysną na niebie —
Czekając: północ aż ich rozweseli
Tym ogniem, tylko północy właściwym,
Ni to widzialnym, ni światłym, lecz żywym