Przejdź do zawartości

Strona:Poezye Alexandra Chodźki.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Szaleje za rospustą matka, ach! nie matka.[1]
Cierpię, czekam prędkoż-li ta zgraja zbrodnicza
Krwią ci własną zapłaci łzy me i krew ojca?
Aż zamiast drogich kształtów twojego oblicza,
Proch i cień bez korzyści przysyła los zbójca![2]
Biédna ja biédna!
O! jak ty mię zgubiłeś, jak czarną żałobą
Zaćimiłeś dni i myśli me Oreście drogi.
Przyjm mię do twojéj urny, bądźmy choć tam s sobą,
Kiedy tu nam bydź z sobą wzbroniły złe Bogi,
Przyjm mię do twojéj urny![3] Tu popioł s popiołem,
A tam się nasze cienie w jedną istność zleją.
Szczęśni w gajach Elizu będziem błądzić społem.
Ah! umarli, jak widzę, cierpieć nieumieją.

Chór.

Ze śmiertelnego ojca, śmiertelna dziewico!
Prędzéj, późniéj, Oresta losu każdy dozna,
Ulżyj więc łzóm boleści, co twarz twoję szczycą.
Gdzież oko, co łez takich niezna lub niepozna?

II.
Następną hryję winniśmy pewnéj Turczynce, która straciwszy syna na brzegach Dunaju, podczas wojny Rossii s Turciją (w r. 1786-1792), improwizowała ją w Januinie.
  1. Μητηρ ἀμητωρ
  2. Σποδον τε και σκιαν ἀνωφελην.
  3. Dosłownie: „weź to nic do niczego.“ W trajedijach Sofokla wiele znajdujemy podobnych concetti, za któremi dziś jeszcze poeci włoscy tak się ubiegają.