Strona:Poezye (Odyniec).djvu/582

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
POŻEGNANIE.

(Z ANGIELSKIEGO).




I.


Smutny, posępny był ranek jesieni,
Gdym się z mą lubą raz ostatni żegnał.
Kłęby mgły nocnej wiły się w przestrzeni,
Gdy je przed chwilą nieco wiatr rozegnał.
Te wpół przejrzyste, jako welon biały,
Co krył naówczas bladą twarz dziewicy.
Wpół osłaniając, w dwakroć pomnażały
Urok, jak ona pięknéj okolicy;
Te w groźną deszczem zlewając się chmurę,
Jak smutek w duszy, w powietrzu ciężyły;
Lub jak myśl nasza, mroczne i ponure.
Wznosząc się w niebo, niebo nawet ćmiły,
I nie wprzód rzednieć i jaśnieć zaczęły.
Aż się jak we łzy, w rosę rozpłynęły.


II.


Byliśmy sami, w altanie bez liści,
Co wraz z miłością naszą rozwinione,