Strona:Poezye (Odyniec).djvu/551

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przez jesiennéj mgły zasłonę
Błyszczą gwiazdy zasmucone;
Wkoło wietrzyk wiejąc zcicha,
W ponadwodnéj trzcinie wzdycha.

Chciwa karmić swe tęsknoty,
Melancholijnemi loty
Leci smutna myśl żałoby,
Gdzie się mchem zielenią groby.
O! jak cichy sen mogiły!
Ani wiosny oddech miły,
Ni porannéj uśmiech zorzy
Oczu śpiących nie otworzy!

Matko! któréj lube cienie,
Blaskiem słońca uwieńczone,
Malując mi przypomnienie,
Czaruje oko złudzone:
Jeśli wierzym nie daremno
W nowe życie w wieczném Niebie:
Zstąp z niego czuwać nademną,
Wskazać mi drogę do siebie!

1824.