Strona:Poezye (Odyniec).djvu/393

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Lecz nie płaczcie! albowiem
Ja wiém, i wam opowiem,
Dalszy koniec téj całéj przygody.
Wieszcz ją przerwał na chwili,
Gdy synowie wrócili,
A dziad posłał zapraszać na gody.

A tymczasem trzy one,
Rozżalone, strwożone,
Nuż w płacz głośny, pokląkłszy na ziemi! —
Stary w głowę zachodził,
Cieszył, koił, łagodził,
Aż nakoniec, nuż płakać wraz z niemi!

Bo w myśl weszła mu Ona,
Ukochana, stracona: —
Taką była, gdy wiózł ją do domu;
Taką nieraz bywała,
Gdy go płacząc błagała.
Aby krzywdy nie czynił nikomu! —

Zrozumiały filutki
Łez i modłów swych skutki —
Więc do dziada z błagalném wejrzeniem!
Nuż go chwytać za dłonie,
Nuż się tulić na łonie —
Dziad roztopniał, jak wosk przed płomieniem.

„Dzieci! — krzyknął nareście —
„Gośćmi memi jesteście.
„Stary Budrys nie krzyżak, nie zbójca.