Strona:Poezye (Odyniec).djvu/379

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„A on wyższego od siebie
„Nie upatrywał na Niebie.
„Wtenczas to ludzieby przyśli
„Do swoich przeznaczeń szczytu,
„Do swéj mądrości zenitu:
„Do życia w myśli, dla myśli,
„Co dziś tli jeszcze w iskierce,
„Ale świat słońcem okrasi,
„Gdy całkiem zagłuszy serce,
„A wiarę całkiem wygasi“. —

Tu już uczniowi się zdało
Że mistrz drwi z niego wyraźnie.
Krwią polską serce zawrzało —
I jak Trentowski w „Przedburzy,
Nie mogąc wytrzymać dłużéj.
Jak fuknie: „Ach ty! ty błaźnie!
„Ty szołdro! taki, owaki!
„Albożem to ja żak jaki,
„Że mi śmiesz świecić te baki?...
„Widzę, że alboś sam szatan,
„Albo być musisz z nim zbratan,
„Gdy wiész zajęcie dziś moje. —
„Lécz ja się djabła nie boję!
„Nie dam się zwieść, i nie zgrzeszę.
„Przyjaciela kocham szczerze,
„W nieśmiertelność duszy wierzę,
„Przez Boga z martwych go wskrzeszę!“ —

— „Cha, cha, cha! — gość parsknął śmiechem:
„Nie każdy grzech zda się grzechem. —