Strona:Poezye (Odyniec).djvu/352

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Patrz! twój piękny dwór biały
W ogniach stoi już cały.
A ów Laszek twój młody,
Co na koniu, w zawody,
Chciał cię unieść przedemną,
Chciał obronić daremno,
Wierz mi, w krwawym swym grobie
Nie zatęskni po tobie! —

„Patrzno! patrzno! jak zbladła!
Jak nieżywa upadła! —
Żal jéj brać mię zaczyna.
Taka piękna dziewczyna! —

„No, przyjdź tylko do siebie!
Sam dbać będę o ciebie.
Po nad brzegiem Żejmiany
Mam ja zamek drewniany,
Pełne gumna, i pełny
Śpichrz kądzieli i wełny.
Tam nie będzie ci smutno.
Przez dzień będziesz tkać płótno,
W wieczór, w gronie mych dziewek,
Przędąc słuchać ich śpiewek.
A jak syn mój jedyny
Wróci z Pruskiéj krainy,
Kto wié — gdy cię polubi,
Może nawet zaślubi.
 
„Mało równych mu w Litwie
I na ucztach, i w bitwie!