Strona:Poezye (Odyniec).djvu/049

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdy na gałęziach drzew nad pagórkiem.
Jedna przy drugiej siadały sznurkiem:
Jakby różańca czarne kaliwa
Nizała w rzędy ręka cierpliwa;
Jak gdyby rzesza słuchaczów nowa
Przybyła słuchać Bożego słowa. —

I duch w Świętego wstąpił z wysoka.
Zapłonął w duszy, zajaśniał z oka,
I jak blask słońca w zwierciadłach fali.
Odbił się w duszach tych, co słuchali.

„Bracia i siostry! ptaki i ludzie!
Co ludzkie słowo przy Bożym cudzie?
Lecz cud ten mówi, co słowo może,
Rzeczone z wiarą, a w imię Boże.

„Błogosławionaż ziemia ta, w któréj
Brzmi takie słowo natchnione z góry!
Błogosławione usta i uszy,
Co je podają do serc i duszy!
A w sercach przed niem, zawiść i pycha,
Jak gwar tych ptasząt, kornie ucicha;
A dusza przez nie uczci i pojmie
Prawdę i Miłość — szczęścia rękojmie! —

„Lecz biada, biada, i trzykroć biada!
Gdzie jak złowrogich ptaków gromada:
Chełpliwa próżność, szydercza zawiść,
Złośliwa potwarz, gorzka nienawiść,
Prawdę i miłość w słowie zagłuszą!