Strona:Poezje Teofila Lenartowicza2.djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Niesie krzyż wielki, krzyż dopuszczenia,
Plagę bojaźni, plagę zwątpienia,
Nienawiść obcych, złość przeciw sobie,
Grób na radościach i śmiech na grobie,
Sieroctwo niesie kamienia ciężéj,
I uwijanie się krętych węży,
Psów głodnych wycia, pustkę serdeczną,
I ślinę bluźnierstw na twarz słoneczną.

A że to całe królestwo żyje,
To nie przez żadne zasługi czyje,
Ale dla jednéj staruszki wieśnéj,
Która gdzieś siedzi w wiosce zaleśnéj,
Gdzie wypłakawszy swych oczy dwoje,
Z których wybiegło łez krwawych zdroje.
Ciemna i drżąca jak liść osiki,
Prowadzi żywot odludny, dziki,
Pod modrzewiowym kościołem siada
I różne rzeczy dzieciom powiada.
Tak że się przy niéj i starzy kupią,
I zwą ją świętą i zwą ją głupią,
I opętaną i czarownicą;