Strona:Poezje Teofila Lenartowicza2.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I zbroje świecą pomiędzy blanki.
Spieszy król stary do drzwi Franciszka,
A ptak spłoszony, odpadła szyszka,
Włosy mu wznosi twardemi druty,
Dobywa często sztylet okuty;
Na strony baczne posyła wzroki,
I daléj idzie prędszemi kroki.
Niebo spokojne na podorywce.....
Oj! biedni, biedni świata szczęśliwce
Co wam do nieba.....
I daléj kroczy,
Owoż i chata, przeciera oczy,
Bo mu się zdało że po nad mnichem,
Stał cień perłowy z złotym kielichem,
I gwiazdą w górze.....
Ej! to się zdało,
Znać miesiąc głowę oświecił białą,
Dziwnego starca, który w téj dobie,
Srogą pokutę zadawał sobie,
Ściągając pasek aż między żebra,
A bijąc głową jak bryłą z srebra,
O kamień chłodny.....