Strona:Poezje Teofila Lenartowicza2.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Radziéj lubuje wśród gęstéj cieni
W rozgałęzionych dębów zieleni;
Czasem po całych dniach nie otworzy
Powiek zawartych na ten świat boży.

— Po takich słowach, po odpowiedzi,
Król w wielkiém krześle w zamysłach siedzi.
Pieniądz ma dziwną nad ludźmi siłę,
Złoto..... a złoto komuż nie miłe?
To jeszcze pieniądz niech swoje czyni,
Co pomyślawszy pójdzie do skrzyni,
Od któréj klucze nasza przy boku,
Najpierwéj zawsze mając na oku,
Klucze od skarbu, sztylet na pasku,
Łańcuch na którym święty w obrazku,
Ledwie dojrzany z perłowych ramek,
I psałterz spięty na srebrny zamek.
Poszedł drżącemi dłońmi otwiera,
Brzęka, to słucha, to znów nabiera,
Nabrał, zawiązał, wieko zatrzasnął,
Wyjrzał za okna, zamek już zasnął.
Tylko wartowni przechodzą ganki,