Strona:Poezje Teofila Lenartowicza2.djvu/047

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wszystko pierzcha na strony przed dziewczyną wietrznicą,
A słoneczko aż pali, tak całuje jéj lico.
Przelecieli do sadu jak gołębie na daszek,
Naprzód ona i dzieci, potém motyl i ptaszek.
Same kwiaty się mnożą, same wiśnie się rodzą,
Za nic boże z ogrodu piękną pannę wywodzą.
Najpiękniejsza dziewczyna, gdy ją jakiś żal bierze,
Zamyśli się, zawzdycha i zapłacze tak szczerze,
Nie za światém, nie za tém, bo jéj dobrze u mamy,
Lecz że pierwszy raz widzi: że coś tęskno jéj saméj,
I choć mama kochana, ale otóż to ale...
Lepiéj o tém nie myśleć, nie zajmować się wcale.
Zadzwonili z kościoła, ciszéj w sercu panience.
Pochyliła swą główkę i złożyła dwie ręce.
I na chwilę się stała taka piękna, tak biała,
Jakby z nieba nie z ziemi, jakby z chmurki nie z ciała.
Najpiękniejsza dziewczyna, gdy u stopni ółtarza,
Tego oto małżonka bierzesz? biorę powtarza.
A serduszko to stanie, to gwałtownie zapuknie,
Oj! serduszko niedobre, aż je widać przez suknię.
Zamienili pierścionki, dwa ze złota pierścionki,