Strona:Poezje Teofila Lenartowicza2.djvu/020

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Napływają obłoki,
Na ten błękit wysoki,
Białe, ciężkie, jak runo,
Pod błękitem się suną,
Tak, że się zdaje oku
Z tych obłoków natłoku,
Że potem przyjdzie w zgrozie
Święty Eljasz na wozie,...
Że sądny dzień nadchodzi,
A to burza się rodzi.

Na obłoków pościeli,
Na téj przejasnéj bieli,
Szara, brudna i sina,
Już się jawić poczyna.
Słońce z pod chmur odzieży
Raz jeszcze świat przemierzy,
Dwoma smugi srebrnemi
Od nieba aż do ziemi;
A gdy zniknie w téj chwili
Każde drzewo się chyli,