Strona:Poezje Teofila Lenartowicza2.djvu/012

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ubożuchnéj sierocie,
Dobrze w takiéj tęsknocie,
W tém dzwonieniu i w złocie.
Słucha, patrzy na zorzę,
Żywe niebo tam gorze,
Nasłuchać się nie może....
Dzwonek dzwoni z kościoła,
I coś w duszy wciąż woła,
Zrobię z ciebie anioła.

Coś jéj serce otwiera,
Coś jak na płacz się zbiera:
Że dzień przestaje świecić,
Rade za słońcem lecieć,
Za doliny, obszary,
Jak za światłem komary.
Chwila idzie po chwili,
W płacz się serce rozkwili,
I drży nuta kochana:
Oj! dana, dana, dana,
Wszystko wszystko w tém dana.