Strona:Poezje Teofila Lenartowicza1.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Falanga ludu spuszcza się ze szczytu,
Przed którą grzmiąca pędzi Marselieza,
I po nizinach co różami wonią,
Rozbudza duchy wolności harmoniją.

I duch cesarza ujrzał postać własną,
Tak jak ją armia ta widziała bosa,
Na mule siedział z twarzą taką jasną,
I czołem bladem obfitego włosa,
A przy nim góral na skał pochyłości,
O nieszczęśliwéj prawił mu miłości. —

I widział że ta zewnętrzna postawa
Była przedziwną na wzór apostolski,
Prostą jak gdyby Chrystusowa sprawa,
I duch się zdziwił że był jak kmieć polski,
Który za sobą przez leśne manowce,
Białego runa ciche wiedzie owce.

Taką miał postać, lecz wewnątrz ten młodzian,
Co już duchowi tylko widzieć danem,