Strona:Poezje Teofila Lenartowicza1.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I jak ta straszna podnosi się skała,
Gdzie krew się leje i kościoły płoną,
Słychać: zaprawdę wieleć przebaczono,
Albowiemś Francyo wiele ukochała.
Wolność narodów płacąc krwi swéj ceną,
I Boga pierwsza ujrzysz Magdaleno.

Wygnańce z ziemi ojczystéj Łazarze,
Znajdą u ciebie miłość i gościnę,
I wypogodzisz te pobladłe twarze,
Ty która tworzysz z ludzkości rodzinę,
I z Boga postać bierzesz coraz nową,
I wieczną jesteś siostrą Łazarzową.

Francya na sobie wzrok cesarza trzyma,
Jéj armia któréj piersi szarpie ołów,
Armia wolności bosych Apostołów,
Dla któréj przeszkód w wielkim marszu nie ma,
Która zaszczytne swe odkrywa blizny,
I dla ludzkości ginie swéj ojczyzny.

I oto w dziwnéj jasności błękitu,
Kędy wierzchołek śnieżnych Alp się rzeza,