Strona:Poezje (Władysław Bełza).djvu/062

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Idź ztąd — daremnie kalasz własne gniadzo[1],
I w oczach wrogów obryzgiwasz błotem —
Pod złą ci przyszło poczynać dziś gwiazdą,
Nie kupisz cnoty — bo tu cnota złotem.
Lecz znajdź mi okup na polskie sumienie
Godny, a sam się tragować pokuszę.
Powiedz, czem wrogów z ojczyzny wyżenię,
A za ich pogrom własną ci dam duszę.
STADNICKI.
Mości Karliński, tak straszna zniewaga —
KARLIŃSKI.
Krwią się zmyć żądna, czy taka myśl wasza?
Niechajże ona do śmierci cię smaga!
Ja twą posoką nie splamię pałasza.
Mógłbym cię tutaj zahaczyć na wędzie,
Bo mnie twa godność poselska nie sroga. —
Lecz wzgarda raczej niech karą ci będzie!
Żegnam! otwarta Waści z zamku droga!


SCENA VII.
STADNICKI (sam).
Jak psa mię przyjął i jak psa wypędza,
Ale ja hańby mojej nie daruję!
Mości Karliński, wątła bardzo przędza,
Na której Wasze plany swoje snuje!
Znam wszystkie przejścia i drogi tajone!
Będziem się ważyć, a ujrzym po chwili
Szczęścia i pomsty szale pochylone,
Na czyją stronę fortuna przychyli? (Pauza)
Zdrajcą mię nazwał ten starzec zuchwały,
A jam w krwi jego nie skąpał oręża?
I jak on wielki, tak ja byłem mały,
Czułem, że jakaś siła mię zwycięża.
Jam się nie pomścił? o wieczna sromoto!
A on mię raził słowami jak gromem...
Za to jak Samson potrzęsę tym domem,
Aż własne gruzy starego przygniotą.
(Pauza.)

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – gniazdo.