Przejdź do zawartości

Strona:Poezje (Władysław Bełza).djvu/049

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A że mię urok twarzyczki niewieściej,
Trzyma w uwięzi — że tam przy ochocie,
Człowiek się z ładną dziewczyną popieści,
Toć to miłością jeszcze mię nie ślepi.
Gdy o mnie idzie — nie szczędzę nikogo!
Jeśli mi płacząc, u nóg się uczepi,
Jak sprzęt zbytkowny odtrącę ją nogą.
Na to żem przyjaźń udawał kłamaną,
Wchodził w te progi — kując zemstę głuchą,
Bym z rąk Karlińskich weselne brał wiano,
A idąc po nią — odchodził z dziewuchą?
Jeśli w ich głowie myśl taka powstała,
Niech się nią bawią — niech się próżno kuszą
Ziścić zamysły! — — Tam mię woła chwała,
Dostojność czeka —
v. RITTERHOFF (n. s.).
Mam cię teraz z duszą!
STADNICKI.
Nie tak to łatwo rządzić sercem mojem —
Serce ze stali mam! —
v. RITTERHOFF (kończąc).
I miecz ze stali!
Umiej go użyć — reszta w ręku twojem —
Lecz i mnie pilno — tam się burza pali.
STADNICKI.
Spiesz waść — i naszych w obozie uwiadom,
Że wraz przybędę, może jeszcze nocą.
v. RITTERHOFF.
Przybywaj waszmość, przybywaj z pomocą.
Tymczasem tutaj, jako miejsc tych świadom,
Czuwaj w tym zamku — i śledź Karlińskiego
Na każdym kroku — powściągaj go proszę.
STADNICKI.
A nie zaszkodzi jeśli Zborowskiego
O planach jego uprzedzisz potrosze.
Wspólnemi siły łatwiej się coś sklei,