Strona:Poezje (Władysław Bełza).djvu/047

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

STADNICKI (na ucho do Ritterhoffa).
Cesarscy tutaj! więc nasza wygrana!
KARLIŃSKI (smutno).
Panie Zborowski! mszcząc się śmierci brata,
Przeciw ojczyźnie z wrogiem wchodzisz w zmowę?
Strzeż się! w powietrzu wisi topór kata,
Na pieniek własną możesz ponieść głowę.
Więc dla jednego człowieka swywoli,
Kraj ma się cały pogrążyć w wichurze?
(do Zaremby)
Ładź mi do drogi! może Bóg dozwoli,
Że mi się uda zażegnać tę burzę.
(Wychodzi z Zarembą, za nimi Szlachta.)


SCENA II.
STADNICKI i v. RITTERHOFF.
STADNICKI.
Idź stary głupcze, gardłuj na Szwedzika
Bo, jak on, toniesz w modlitwach i poście!
Dzisiaj się z pieluch kraj cały ocyka,
Ojczyzna myśli o sile, o wzroście!
Co nam da Zygmunt? co? — księże szkatuły
Puste, jak twoja, starcze, głupia głowa!
A Maksymiljan niesie nam tytuły,
Splendor korony — to nie na wiatr słowa! —
v. RITTERHOFF.
I nie dość na tem — hojność jego znana,
A ceniąc w Waści animusz rycerski,
Może straż odda pieczęci kanclerskiej,
Albo wam wręczy buławę hetmana.
STADNICKI.
No, no — nie o to teraz tutaj chodzi;
Choć zawsze, było, przestawam na małem —
Sądzę, że król mi drogi nie zagrodzi,
Bom jego sprawie oddan sercem całem.