Strona:Poezje (Gaszyński).djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
pan bonawentura, marszcząc brwi.

Wasani zawsze po swojemu!
Pop swoje a czort swoje! — Czy myślisz Wasani,
Że dziś znów dam się skusić słodkim głosem pani?
I zastraszę się myślą, że plotkarka jaka,
Nazwie tę wolę moją tyraństwem dziwaka? —
Owszem, będę się chlubił, gdy świat modny powie:
Że dziad nudny zabronił warjować wnukowi!
Scenę rajskiej pokusy graj Wasani sama:
Ewa jest — lecz nie będzie słabego Adama! —
Przebaczyłem — a ty mnie chcesz gniewać na nowo?
Tak być musi — to moje ostateczne słowo! —

(Mówi spokojnie.)

Ot już sprawy część pierwsza — druga się zaczyna;
Wróć kochanko do domu, a przyślij mi syna —
Chcę z nim o interesach pomówić bez świadka.

pani hrabina.

Marcelek bał się stawić przed obliczem dziadka —
Biegliśmy tu oboje smutni, zatrwożeni,
Lecz on został na dole i czeka mnie w sieni.

pan bonawentura.

Ten wstyd wróży mi dobre, przysparza otuchy.
Kto wstydzi się swej winy — dojdzie i do skruchy!

pani hrabina, całując ojca w rękę.

Odchodzę — i za chwilkę przyszlę papie wnuka —
Tylko niech drogi papa nie bardzo nań fuka!

(Odchodzi.)