Strona:Poezje (Gaszyński).djvu/086

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I ze łkaniem nam powiada:
Biada — biada — biada — biada!

(Głos mu słabnie — chwieje się)

Patrzcie! — w drugiej —

(pada zemdlony.)
tłum.

Co on gada?
Nic nie widać na wieżycy,
Nic nie słychać w okolicy.

Iszy obywatel.

Młodzik mózg ma przewrócony,
Mente captus; plecie, baje
Banialuki i androny —
Piątej klepki mu nie staje!

IIgi obywatel.

Ale widmo, jak na stracha
Dosyć ładne —

tłum (śmiejąc się).

Cha, cha, cha, cha!

doktor (nadchodząc).

Co ja widzę? to Pan Klemens
Syn mojego gospodarza!

(Schyla się i maca puls.)

Puls ten mocno mnie przeraża!
Tak! to jest delirium tremens!
Zawsze casus się ten zdarza,
Gdy krew buchnie ku mózgowi —
Lancet zaraz go uzdrowi!

(Szuka po kieszeniach instrumentów).
uczony (do Eleganta).

Widzisz Hrabio że mam rację,
Co mówiłem ci przed chwilką: