Strona:Podróż więźnia etapami do Syberyi tom 2.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Całą noc naprzeciwko mnie grali w karty Tatarzy i Moskale. Jasiński skuszony ich widokiem, skoro tylko zasnąłem wstał pocichutku z posłania i przysunął się do karciarzy. Z początku przypatrywał się obojętnie grze; potem zaczął sam grać. Fortuna różnie prowadziła jego grę, wygrywał i przegrywał na przemiany, aż w końcu przegrał wszystkie swoje pieniądze. Zapalony i rozegrzany chciał się odegrywać, a nie miał już co stawić na kartę. Na nieszczęście wiedział, że ja w kamizelce miałem ostatnie dwa ruble zaszyte, zły duch podszepnął mu niewdzięczną radę. Przyszedł na swoje posłanie, po cichu wyciągnął mi kamizelkę z pod głowy, rozpruł, pieniądze wyjął i przegrał ostatni fundusz, jaki posiadałem.
Przeniewierzył się mi niewdzięczny; nie mogę sobie darować, że pomimo podejrzenia, jakie we mnie wzbudzał, trzymałem go przy sobie. Po tym wypadku nie zostawało mi nic innego, tylko ze wzgardą odepchnąć go od siebie, co też uczyniłem. Niemając pieniędzy, straciłem nadzieję zrobienia sobie ulgi przez zabranie się na podwodę. Nogi miałem okrwawione, wrzód rwał i dokuczał mi bardzo, za każdym krokiem zdało się mi, iż duszę wyzionę. Wysilałem się ile tylko mogłem, ażeby zdążyć za innymi, bo gdybym został w tyle, kolbami by mnie żołnierze popędzali, a w końcu rózgami sponiewierali, wlokłem więc do ostatka okaleczone nogi i zdrowie moje.
Przechodząc przez niebrukowane ulice miasta, napotykaliśmy tłumy ciekawych i przypatrujących się. Kupcy i tłuste ich żony, chłopi moskiewscy, Czuwasi i Czuwaszki, zalegali boki ulic. Jałmużny zewsząd sypały się w worki aresztantów.
Za miastem rozszerza się bezleśna równina. Grunta na niej czarne, urodzaje jednak tego roku nie najlepsze; uprawa gruntów w tych stronach jest zaniedbaną i mało starań łożą dla podniesienia rolnictwa. Wsie jak czarne plamy tu i owdzie widnieją na wypłowiałej równinie, tuman kurzu jak gęsty obłok posuwa się przed partyą, a aresztanci cieszą się, śmieją i żartują z błazna żołnierza, który w liczbie innych konwojuje partyą. Jest to stary, okryty zmarszczkami