jak z wulkanu lawę słów wyzywających, klątw i gróźb. Zatrzęsły się kraty i ściany, powaga starosty a nawet powaga groźnego Bondarenki nie robiła żadnego wrażenia; hałas, wrzawa, kłótnie, szturchania i argumentacya bijąca przeciągała się późno w noc. Wdanie się w tę sprawę żołnierzy z rozkazu oficera, a zresztą znużenie i senność przerwała dopiero walkę, w której żadne z stronnictw zwycięztwa sobie przypisywać nie może. Wspomniawszy o sprawach interesujących ogół partyi, wspomnieć także muszę i o sobie, a mianowicie o mojem obuwiu. Boso przyszedłem do Janicz 13. października, błoto i kamienie pokaleczyły mi nogi; zimno się codzień zwiększa, boso więc dalej w żaden sposób iść nie mogę, lecz za co kupić obuwie? długo myślałem, długo szukałem środków kupienia, aż wreszcie postanowiłem ze strawnego codziennie oszczędzać kilka groszy, żyjąc suchym chlebem, i zebrać przez kilka tygodni sumę, za którą można sobie sprawić obuwie. Szczęśliwie zdarzyło się, że jeden aresztant miał dwie pary trzewików i mógł mi jedną parę odprzedać, wziąłem od niego stare trzewiki za 25 kopiejek a pieniądze zwrócę mu w przeciągu siedmiu dni; strawnego w tej gubernii biorę 5 kopiejek dziennie, na życie więc w przeciągu siedmiu dni mogę tylko użyć 10 kopiejek. Ucieszony kupnem śmielej stąpałem po błocie i kamieniach bez obawy obrażenia nóg swoich; szliśmy zaś przez okolicę leśną i polną na przemiany.
Pagórki i głęboko wyrżnięte doliny wykręcają się, łamią w rozmaite linie i ciągną się w różne strony; pogodę mieliśmy prześliczną, błękit wyjaśnił się jak czoło starca rozweselonego, a jak pęk swych włosów płynie po nim garstka bieluteńkich obłoczków, błoto podeschło i raźność weszła w moje żyły.
Droga wije się nad strumykiem Babka, dwa łańcuchy skalistych pagórków ścieśniają dolinę; w dolinie rozłożyły się płowe w tej porze łąki, gaje bez liści i wioski dymiące, w powietrzu czuć już lekki zapach górzystej okolicy. Z szeregu równych pagórków wynosi się wyżej nad inne skała porosła krzakami i drzewami; z boku jej sypie się biały piasek, i zlatuje wrona; krzycząc przeraźliwie siada na drugiej skale, mieniącej się od koloru żółtego i czerwonego i jak gród
Strona:Podróż więźnia etapami do Syberyi tom 2.djvu/200
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.