ślił, opadło go mnóstwo djabłów, a każdy chciał wyrwać mu z ręki cudowną chustkę. Ojciec trzymał ją mocno, a djabli targali, szarpali, każdy urwał kawałeczek, tak, że już nie wiele zostało się z chustki. Nie umiał sobie dać rady z djabłami, lecz wiedząc, że boją się krzyża, wyciągnął rękę, w której chustkę trzymał, i żegnał się na wszystkie strony. Djabli jak oparzeni uciekali, lecz na nieszczęście swoje ojciec żegnając się, chustkę z ręki wypuścił; djabli ją porwali i wszystko znikło. Ojciec mój wpadł w ogromną nędzę i już nie mógł dostać cudownej chustki.»
«Wsłuchiwałem się ciekawie,» mówił dalej Emelian, «w historye i wypadki złodziejskiego życia: zrobiły na mnie wielkie wrażenie, postanowiłem sobie w duchu próbować wszystkich tych sposobów. Przybyłem do domu, lecz prędko w nim znudziłem się. Zdarzyło się wówczas, że przybył do nas Tatar, człowiek mocny i bardzo rozumny, zapoznałem się z nim i wkrótce byliśmy największymi przyjaciółmi. Porzuciłem dom i z Tatarem puściłem się na włóczęgę — chodziliśmy ze dwa miesiące, ograbiliśmy podróżnego i mieliśmy za co hulać i bawić się. Tatar był skąpy i pieniędzy mało wydawał — ja zaś w około je rozrzucałem, z kabaku niewychodziłem, a we wsi wszystkie dziewki kochały mnie i każda miała odemnie jakiś podarunek. Gdy pieniądze zmarnowałem i nie miałem za co kupić jadła, postanowiłem z Tatarem ograbić bogatą cerkiew. Przyszliśmy w nocy pod mury cerkiewne — żywej duszy widać nie było, wszyscy spali a w cerkwi było zupełnie ciemno; chcieliśmy wytrychem drzwi otworzyć, lecz wytrych się złamał. Przez okna z powodu krat wleźć nie mogliśmy, ale na szczęście Tatar zobaczył otwór deskami zabity i tędy zdecydowaliśmy się włazić. Oderwaliśmy deski — wsuwam głowę, patrzę, aż tu widno w cerkwi jak w biały dzień, palą się lampy i świece — przeląkłem się, bo wprzódy ciemno było w cerkwi a nie widziałem ludzi, którzyby świece zapalić mieli; cofnąłem się, patrzę w okno, w cerkwi znowu ciemno, nuż więc drugi raz wsuwam się w otwór, wysuwam głowę w cerkwi, znowuż palą się wszystkie świece. Myślę sobie — to cud, Bóg sam broni cerkwi swojej i uciekłem do kabaku, zostawiwszy przy cerkwi samego
Strona:Podróż więźnia etapami do Syberyi tom 2.djvu/171
Wygląd
Ta strona została skorygowana.