Strona:Podróż więźnia etapami do Syberyi tom 2.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie jest w stanie, wstrzymać okazywania się jej w drobnych szczegółach. Do tej powszechnej nienawiści wypływającej z położenia społecznego, lub też, jak to ma miejsce w tym razie, z różnicy usposobień, wykształcenia i życia, trzeba przydać jeszcze nienawiść narodową. Niecierpią mnie, bo jestem Polakiem, a oni wszyscy z małemi wyjątkami są Moskale: nienawiść narodowa między Polską i Moskwą jest tak głęboko zakorzenioną i powszechną, iż okazują ją w każdym razie i w każdym położeniu rząd, arystokracya, duchowieństwo i nawet gmin moskiewski. Na tapczan, jako na dystyngwowańsze miejsce, niepuścili mnie z wyżej wyłuszczonych powodów i musiałem się położyć na podłodze, ściśnięty przez dwa ciała obok mnie leżące. Zamknięto nas — zgęszczone powietrze wkrótce tak się rozegrzało, iż koszula moja od potu była zupełnie jak w praniu mokrą; wszy pełzające po podłodze obficie mnie oblazły, tarłem się z bólu na wszystkie strony, a wreszcie za przykładem innych zrzuciłem koszulę. Świeca paląca się na piecu, rzucała mdłe światło na śpiących nago — nie mogłem zasnąć, aresztant obok mnie leżący także nie spał, zaczęliśmy więc mówić z sobą. Aresztant, o którym mówię, był młodym człowiekiem, twarział kształt mną i przystojną, nos orli, oczy przebiegłe, niebieskie — na połowie wygolonej głowy sterczało kilka fizyologicznych guzów, z których przecież, nieznając nauki Galla, nic o charakterze mego sąsiada dowiedzieć się niemogłem. Plecy miał szerokie, obnażone, pierś wypukłą i dobrze zbudowaną — mógłby służyć za model siły fizycznej i piękności męzkich kształtów. Opowiedział mi wypadki całego życia; niewiele mi na tem zależało, czy mówił fałsz czy prawdę, przecież opowiadanie jego, które długo w nocy trwało, jako charakteryzujące Moskwę, umieszczam w swoim opisie.
«Urodziłem się nad Wołgą», mówił Emilian (takie było imię mego sąsiada). Ojciec mój był zamożny gospodarz i zapędzał mnie do roboty. Pewnego razu przybił do brzegu, na którym wioska nasza leżała, wielki statek należący do kupca płynącego z jarmarku niżegorodzkiego do Astrachania. Kupiec ten wstąpił do domu mojego ojca, prosząc o gościnność. Kupiec był Ormianinem i widać, że był bardzo boga-