brajskie książki, modlił się długo i pilnie strzegł kilkuset rubli, które uniósł z sobą dla rozpoczęcia handlu w Syberyi.
On i jego żona bardzo żałowali Polski a żałość tę podnosiła ta okoliczność, że niewiedzieli jeszcze, jaka przyszłość oczekuje ich w Syberyi; jeżeli tam nędza i niedola ich przyciśnie, to długo będą Polski żałować, jeżeli zaś interesa dobrze im pójdą i zbogacą się, może zapomną gościnnego i zarazem ojczystego kraju, w którym się urodzili.
Tuż za nami przyczepiony jest do łańcucha kozak z dońskiej ziemi i Małorus z Czernichowa. Kozak jest stary, schorzały i otyły człowiek, szedł ociężale, musieliśmy go więc w pierwszej parze idący ciągnąć za sobą — na czole i policzkach miał litery K. A. T., włosy siwe, wymowę skruszoną i łagodną. Zamordował żonę swoją, za co obity został krutami i skazany do kopalni na lat 5. Towarzysz idący obok niego nazywa się Stefanenko, jest to młody, zwinny człowiek; cerę ma ciemną, oczy bystre, wymowę miękką i dowcipną w drodze ciągle się śmiał, żartował, gadał anegdoty, dowcipkował i błaznował — służył w wojsku, za kradzież posyłają go do kopalni.
Za temi dwoma, do mojego łańcucha przyczepiona szła trzecia para: wysoki i ogromny chłop moskiewski i starowierca obłąkany. Chłop był urzędowym błaznem partyi; Wszyscy go karmili, a zato na dniówkach popychali, targali, żartowali, bili; on się gniewał, skakał, potrącał i bawił takim sposobem innych. Żarłok niepospolity, zjadał na raz po 4 funty chleba, mięsa sporą, kilkofuntową porcyę, zupy ogromną miskę i wiadro piwa wypijał — najadłszy się, sapał i milczał, a patrząc z podełba robił różne grymasy, które do rozpuku rozśmieszały aresztantów. Odarty, nigdy się nie myje, a czarne ciało wyziera przez dziury w koszuli; posyłają go na osiedlenie do Syberyi za kradzież. Starowierca jest człowiek porządny i łagodnej fizyonomii; bystry wzrok dowodzi, że myśl jego ciągle pracuje, mówi czasem bardzo rozsądnie, lecz często zbiwszy się z tropu, prawi dziwne rzeczy, nie trzymające kupy i to właśnie spowodowało, iż go uważają za obłąkanego. Wieczorami i porankami staje w ustronnem miejscu na dziedzińcu i trzymając rękę na piersi, kłania się w stronę
Strona:Podróż więźnia etapami do Syberyi tom 2.djvu/157
Wygląd
Ta strona została skorygowana.