Strona:Podróż Polki do Persyi cz. II.pdf/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i blaski. Mijamy szybko „czapar-khaneh,” dziesięć minut, kwadrans najwyżej w nich się zatrzymując.
22-go września pod wieczór jesteśmy w dawnej stolicy szacha Tamaspa, w Kazbinie, z którego przed dwoma niespełna laty dążyliśmy w noc wigilijną do Teheranu. Tu nas czekają służący, wysłani przed dwoma dniami z końmi wierzchowemi, dalszą bowiem drogę odbywać trzeba konno. Juczne bydlęta z bagażami wyruszyły z Teheranu jeszcze wcześniej i robić muszą poważne etapy, by na 27-go stanąć w Reszcie, zkąd przeprawimy się do Fuzeli, portu morza Kaspijskiego, a dalej podążymy statkiem do Baku lub Petrowska.
Dojeżdżam do Kazbina w stanie tak opłakanym, że marzyć nawet nie można o wyruszeniu dalej na noc. Zdaje się też niepodobnem, bym mogła się utrzymać na koniu. Więc wyprawiamy konie do następnej stacyi pocztowej, wioski Aga-Baba, do której droga o tyle jest jeszcze znośna, że niektórzy podróżnicy odważają się odbywać ją w karecie lub faetonie. Pójdziemy za ich śladem.
23-go września. Wyruszamy wczesnym rankiem. Droga na pozór niezła; biegnie przez monotonną, smutną, nagą, zlekka falującą płaszczyznę, która wiosną przedstawia prawdopodobnie wesoły i miły zakątek starannie uprawnej ziemi, gdyż mnóstwo kanałów przerzyna pola. Lecz teraz zbiory już zrobione; widać tylko, jak daleko sięgnąć okiem, przepalone przez słońce ścierniska i ugory.
Jedziemy już tak może dwie, może trzy godziny, gdy nagły trzask i hałas oznajmiają jakąś