Strona:Pod lipą.djvu/031

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Weźcie co więcej na siebie!... Weźcie co więcej z odzienia.
Ale gdzie tego nie mówił, tam wychodziły niewiasty w koszulinach tylko, tam wywlekano dzieci ze snu, bose i nie okryte dobrze...
— Prędzej!... prędzej!.. — wołają sałdaci i pędzą nahajami lud biedny... a blask ognia, za wsią rozłożonego maluje krwawym pędzlem wypędzane tłumy...
— Co będzie ?.. — pytają jedni drugich...
Wloką się straszne godziny czekania i trwogi.
Dzieci z płaczem tulą się do matek, starzy opadają z sił i bici nahajkami, wloką się prawie na klęczkach...
— Rozpalić większy ogień!... — komenderuje Borejsza.
— I pędzić wszystkich razem!... — rozkazuje władca carski potężny...
Teraz, gdy wszyscy są blizko i łuna pożaru oświeca dobrze okolicę, pan pułkownik Borejsza, na koniu siedząc, czyta wyrok.
— Wieś Łukawica niejeden raz stała się winną, bo dawała pomoc miateżnikom, bo dawała schronienie rannym powstańcom,.. bo pożywienie posyłała buntowszczykom do lasu...
— Wieś Łukawica zasłużyła na karę, bo nie doniosła oddziałom wojsk moskiewskich, iż blizko niej spoczywał Ejtminowicz Julian, zdrajca, buntownik, który był ulubieńcem generała Maniukina, który był kapitanem wojsk rosyjskich, który zdezerterował od Moskali i do Polaków przystał. Ejtmi-