Strona:Pod lazurową strzechą.djvu/077

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A potem, uciszeni,
podążą korowodem
w nieznane swe cmentarze,
gdzie śnią, ściśnięte lodem,
wyżarte łzami twarze,
gdzie pomost ciał się ściele.
I ręka ich pokaże
na skute kajdan stalą
po sądny dzień piszczele...
I w oczodołach czaszek
źrenice się zapalą
próchnicą zmarłych trupią,
i ziemię nią przeświecą,
jak gdyby czarne płótno
od spodu złotą świecą.
I taką siłę skupią
w spojrzenie to mogilne
i taką moc okrutną, —
że wejdzie do mej jaźni
ten wzrok, jak światło silne
i przejmie...
I zapyta
o naszą rzecz stuletnią,
co w NARÓD mój jest wryta,
jak w żywe ciało — blizna.
I tem pytaniem zmoże
i w proch mą dumę skruszy,
aż złamię się, ukorzę — —
— — I wejdzie do mej duszy,
jak wielki szloch — OJCZYZNA!