Strona:Pod lazurową strzechą.djvu/066

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Więc i baterja z bzów
grzmi częściej, ryczy ostrzej,
jak róg chrapliwogłosy.
I z wszystkich sześciu luf
odskakujących w tył,
pocisków całe stosy
wachlarzem w dal rozpostrze,
by trafić w swe rywalki
i moc ich rozgnieść w pył.

Koło każdego działa
kilkoro wprawnych rąk
wchwytało się w rytm walki,
zamknięty splotło krąg.
I w spiż i stal armaty,
jak w krzak własnego ciała,
krew ludzka wpulsowała
tętniące swe szkarłaty.
Iż człowiek — w śnie — nie we śnie —
trwa duszą obojętną
w swem ciele — i po za niem:
w metalu — — jednocześnie,
we wspólne wplecion tętno.

I, porwan armat graniem,
u ramion skrzydła czuje
wyrastające w świat...
I lśniącą śni szczeżuję
i hełm na sobie śni,
jak za zamierzchłych dni,