Strona:Pod lazurową strzechą.djvu/060

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w asfalcie się roztrwonić;
w ogródkach krzaki strzyc;
niby żelazne bąki,
po szybach okien dzwonić,
by szkło pryskało w nic,
jak przeźroczyste mrzonki.

Lecz rozkosz nasza tam
gdzie Człowiek przeciw nam
nastawia pierś i czoło — —
 
Mijać go wkoło, wkoło,
świegoty w słuch mu wsnuć —
przeczuwać — widzieć — czuć,
jak dziki strach w nim tętni — —
I śpiewać mu namiętniej
i przeraźliwiej jeszcze —
dokoła niego tłuc,
niby kropliste deszcze —
jak niewidzialny grad — —
Aż schylić go i zmóc,
by z przerażenia — padł,
rękami osłaniając,
jakby od świstu rózg,
skostniałą całkiem głowę — —
I tu mu wrazić cios!
...I wsiać zszarpany włos
w wyprysły z czaszki mózg...

Prócz tchórza, co się słania,
schylany przez gwizd nasz,