Strona:Pod lazurową strzechą.djvu/061

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

są, którzy ku nam niosą,
nie bojąc się spotkania,
drapieżną, wichro-włosą
zaciętą gniewem twarz.
Ci okiem oddal mierzą,
niezgięci idą wprost — —

A kiedy w nich uderzą
świszczące nasze dzioby,
to kładną się na wznak,
na cały męski wzrost,
w przebujny chwast, jak w groby.
I ramion rozrzuceniem,
nim wiekuiście zasną,
trzepocą się, jak ptak.

I nieprzerwaną strugą
nad bohaterskiem ciałem
z półgwizdem, półnuceniem
przelatujemy długo:
ze śpiewem na ich chwałę,
a z piosnką na cześć własną —
na cześć szalonych kul,
co są wytworne, lśniące
i lecą prosto w słońce,
jak srebrne pszczoły w ul.