Strona:Pod lazurową strzechą.djvu/038

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

spostrzegłszy gwiazdki śniegu na rękawie
podniesiem rękę, jak niegdyś do twarzy,
aby się przyjrzeć kropli, skrysztalonej
w przecudne wzory z takiem powiązaniem,
że podobnego coś ani wymarzy
nawet dłoń drobna koronczarki zręcznej;
i spojrzy na nie wzrok, w przeszłość zwrócony,
z dawnem zdumieniem a z nowem kochaniem,
dwu gwiazdkom śniegu, jak dwu siostrom wdzięczny.

Pójdziem w rozkwitłe sprawą zimy parki,
gdzie drzewa stoją w śniegu, jakby w komży:
gdy wiatr nadleci — gałęziami miotnie...
szron z nich opadnie, obłokiem nas omży,
a one szumem nas pobłogosławią
za naszą duszę wieczyście żórawią,
za serca, zawsze bijące — odlotnie.

I w nieprzytomnej długiej wałęsance
wśród białych parków w zaśnieżonem mieście,
będziemy marzyć w krwi nagłym szeleście,
jakby o sławie, jakby o kochance,
o tem: że śnieg ów, co, jak białe róże,
rozkwitł na krzach i bluszczy się na murze
i jak łza szczęścia topnieje na rzęsie, —
łączy nas wszystkich takich marzycieli,
jako ja jestem, jako wy jesteście...
i że Bóg z wiśni swej gwiazdki nam trzęsie,
abyśmy sobie siebie przypomnieli.