Strona:Pod lazurową strzechą.djvu/026

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

płynącej łaką od drzew.
I bawić się w zgadywanie
— przesiewać myśli, jak mak —
z jakiego drzewa śpiewanie
perłami rozrzuca ptak,
z jakiego ciska je krzewu
od świtu do późnych zórz.
 
Bo styl słowiczego śpiewu
jest inny z pomiędzy róż,
inny — w bzach, inny — w leszczynie,
inaczej wiśniowy sad
rozdzwania się. Pieśń raz płynie,
raz spada, jak srebrny grad.
To szczęściem brzmi, to tęsknotą;
to — smęt, to — miłosna chęć,
to płacz znów...
Rozróżniam oto
z kląskania słowików pięć.

Ten pierwszy słowik zdaleka —
wylewa w różach swój śpiew,
bo dźwięk tam po dźwięku ścieka,
jak gęsta i wonna krew.
W stulistne gruzły się gmatwa
pieściwy mdlejący ton,
jak róża, co jest niełatwa
w układzie swych pełnych łon.
Spęczniewa taki kwiat śpiewu
w zawiły pachnący pąk,