Strona:Pl Poezye t. 1 (asnyk).djvu/022

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mów i serc wyczerpywał swe siły; ale brutalną gwałtownością nigdy nie wybuchnął. Twarz jego w rozprawie piękniała, podbijała wzrok. Niekiedy oko ścigające go dostrzegało w profilu jakby rysy Jana Jakóba, którego wcześnie poznał i w znacznej mierze przejął. Wspomnienie świetlanej postaci młodzieńca daje mi jeden z najwdzięczniejszych obrazów młodości.
W rozmowach okazywał przyszły autor Poezyi wielkie umiłowanie starożytności. Czarowali go prorocy biblijni, pociągali Grakchowie. Z wielkich poetów naszych Słowacki dawał mu najsilniejsze wzruszenia. Znajomością Encyklopedystów, — prawda, że wobec ubogich w wiedzę — poeta-medyk celował. Ciążenie ku mystycyzmowi wcześnie już w umysłowości jego wystąpiło. Z drugiej ręki znał Svedenborga; cuda Apoloniusza z Tyany podziw w nim wzbudzały; wierzył nawet w moc ducha urabiającą dowoli naturę przestrzeniową. Już w r. 1859 głąb duszy zalecał mu smutek, podsycany rozmiłowaniem się w prorokach judzkich i mystycyzmem.
W lecie 1859 przerwał studya w Warszawie i udał się do Wrocławia — w dalszym ciągu na medycynę; sporo napracowawszy się nad nią, nie chciał już teraz jej rzucać: szedł biegiem nabytym. Z przyrodoznawstwa dawał pierwszeństwo botanice. Wakacye w Lipcu i Sierpniu tegoż roku spędził w Busku; pod koniec pobytu zrobił wycieczkę do Ojcowa, gdzie krajobraz drogi od Skały w czarującem oświetleniu księżycowem i widok Krakowa o zachodzie słońca sprawiły na nim wrażenie silne, pobudzające do tworzenia. Na jesieni pojechał do Wrocławia. W lecie r. 1860 zawitał do rodziców, którzy na stale sprowadzili się byli do Warszawy; miesz-