Strona:Pl Poezye t. 1 (asnyk).djvu/021

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wskazówki nie pozwalał skorzystać. Gdy wreszcie w r. 1857 otwarto w Warszawie Akademią medyko-chirurgiczną, młodzieniec zapisał się do niej, nie tyle z istotnego powołania, ile dla tego otarcia się, okrzesania i wykrzesania, jakie daje koleżeństwo i życie uniwersyteckie. Inne, ogólniejsze życie już go było wówczas na swój sposób okrzesało; po zwykłej studenckiej miłości przeszedł poważniejszą, która nigdy nie miała zrealizować się w małżeństwie, ale realizowała się później w poezyi: obdarzała ją formą uczuć prawdziwych a pięknych. Akademik, w ręku trzymając lancet, miał już tekę wypełnioną wierszami, miał nawet gotowy przekład Burggrafów. Był odrazu jednym z najwybitniejszych młodzieńców tego koła, którego przecież nie zakreślił promień pospolitości, użycia lub karyerowiczowstwa, i które może nawet, przeciwnie, w duchowych dążeniach równego sobie nie miało. Skromny, cichy, nigdy o sobie nie mówiący, ukrywał się, jakby ze zbrodnią, ze swojemi poezyami, choć go zdradzała bijąca z niego łagodna poetyczność, i nigdy też nie stawał do popisów wierszotwórczych, na które inni tłumnie śpieszyli. Ale ta skromność znikała, gdy mówić zaczynał, gdy, młodzieńczą wiedzą swoją i czystym ideowym zapałem silny, podejmował walkę z przekonaniami przeciwnemi. Oko mu wtedy z pod brwi krzaczystych błyszczało, wymowa przyoblekała się w obrazowość, urok siły z głębokiego przeświadczenia płynącej łączył się z urokiem słodyczy, którą tchnęła dusza z pod egoizmu i egoistycznych zadowoleń w walce wyzwolona. Doskonały idealista, nie widział rzeczy — widział tylko pojęcia, a raczej rzeczy dostrzegał tylko poprzez idee oderwane. Niekiedy w tych utarczkach rozu-