Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tu stoi, że patrzy na nas smutnie, że ku nam wyciąga ręce.. Czyżby nadeszła chwila, w której mają się połączyć dusze nasze? Ha, nie zapłaczę (milczy). Nie, my jeszcze zostaniemy... Murzyni nas lubią, szanują a mnie jak dzieci stracha się boją i uważają za czarodzieja. Snują się w okolicy gromadki, ale nie zdradzają złych zamiarów.
Regina. Był u mnie przed chwilą Morton, który umyślnie przyjechał, ażeby nas ostrzedz i z sobą zabrać.
Makary. Dobry to człowiek, ale prawdziwy funt sterling angielski: rzetelnej próby, tyle zawiera złota, ile wyraża, oddaje się jednak tylko w zamianie za równą wartość. Chce nas pozyskać, bo anglicy w Madagaskarze wpływ stracili. Zresztą, dobry aniele, jeżeli się obawiasz, jedźmy; twoja wola jest zegarem, moja — jej skazówką.
Regina. O, nie, tego miejsca, a nadewszystko tych naszych ludzi porzucić niepodobna, dopóki nie będziemy istotnie zmuszeni. A jeżeli ci sami murzyni, przy których dobru stanęliśmy na czatach, jak ojciec z matką przy dzieciach, zdradzą nas, nie będziemy już chyba w rodzie człowieczym szukali celów dla życia i uciekali przed śmiercią. Pójdziemy bez oporu za siłą, która nas pcha tam, gdzie poszli nasi ukochani. Niech więc nas rozgniecie koło świata jak dwa drobne kamyki, które mu przeszkadzały gładko toczyć się po swej kolei. Prawda, ojcze?