Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bezpieczeństwa i pomyślniejszej działalności. Z tą radą przybyłem.
Regina. Musiałabym uwierzyć w nieomylność pańską i wszystkie jej proroctwa, ażeby opuścić to, co stworzyłam i ukochałam. Po za tą osadą, szkołą, lecznicą, pracą dla dobra tych czarnych barbarzyńców nie mam innego celu, nie miałabym czem zapełnić życia i znieczulić serca na ból strasznych wspomnień.
Morton. Przeniesiesz pani tylko swój cel w inne miejsce.
Regina. Nie, nie!
Morton. Winienem pani wytłomaczyć moje natręctwo. My, anglicy podlegamy bardzo niewielu przymusom i dlatego nakładamy sobie dobrowolnie rozmaite obowiązki, jak gdyby dogadzając popędom, odziedziczonym po przodkach, mniej niż my swobodnych. Jeśli nam brak osób bliższych, zwracamy się do dalszych. Na całem wschodniem wybrzeżu Afryki niema ani jednego tak czcigodnego apostoła angielskiego, jak ojciec Makary, ani jednej tak szlachetnej i rozumnej angielki, jak pani. Pochodzicie z narodu, który lubię, spadliście tu, jak dwie zbłąkane gwiazdy po to tylko, aby ludziom jaśnieć, nikt was nie broni, a wszyscy nienawidzą; jesteście parą sierot i tułaczów... Oto powody, które mi każą być waszym przyjacielem. Mój ojciec i poprzednik na Madagaskarze z długoletnim uporem i znacznym kosztem kształcił w Londynie murzyna, którego chciał zrobić znakomitym inży-