Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Makary. I mnie tak rozpacz rwała, i ja chciałem lecieć do miejsca, gdzie go płomienie zżarły, i ja sądziłem, że go jeszcze zobaczę. Ale niemoc skrępowała stare ciało i rzuciła na pastwę chorobie, nie odebrawszy nawet pamięci nieszczęścia. Maligna wysiekła mnie widziadłami i na dalszą katuszę odstąpiła świadomości, która chłoszcze bezustannie. Och, przybądź śnie długi, nieprzerwany, nieskończony!
Regina. Utuli cię ojcze niedługo, ale nade mną nie prędko się ulituje.
Makary. Nie znam dotąd szczegółów. Nie udręczysz mnie już bardziej żadnym, więc opowiedz, jak Aureli zginął.
Regina. Donosiłam ojcu, że nienawykłszy do surowości stosunków europejskich, zaczął marzyć o wytworzeniu dla nich uczciwego przykładu i założył fabrykę, której dochody i zyski miały być rozdzielane między robotników. Rzeczywiście pokochali oni go i widzieli w nim swego dobroczyńcę. Przedsięwzięcie szło dobrze, ale ponieważ szkodliwie oddziaływało na interesy innych przemysłowców i budziło niepożądane roszczenia w ich gromadach roboczych, więc usiłowano go odwieść od zamiaru, następnie odstraszyć, a wreszcie, gdy to niepomogło, pozbawiono kredytu i doprowadzono do niemożności pokrycia zobowiązań pieniężnych. Jednocześnie rozniecano w robotnikach naprzód przesadne nadzieje, a potem nikczemne podejrzenia. Ciemni, rozłakomieni, poduszczeni przez