ugaszczam, Regino kochana!... Daruj mi... Zmęczona jesteś zapewne bardzo. Nie odpoczywałaś dłużej nigdzie?
Regina. Nie. Od tego strasznego dnia nie odpoczęłam ani razu, bo nie oswoiłam się jeszcze z moją boleścią. Sam na sobie sprawdziłeś, ojcze drogi, że miłość jest bardzo niepojętną i rozum długo napracować się musi, zanim jej okropną prawdę wytłomaczy. Własnemi oczami widziałam, że mój Aureli spłonął, myśl ta tysiąc razy na dzień rozsadza mi głowę a jednak bywają chwile, w których ją odpędzam. Wspomnienie zamienia się na rzeczywistość, otaczają mnie i łudzą mary przeszłości, a gdy one pierzchną i oprzytomnieję, czuję chęć biedz za szczęściem, które ode mnie uciekło, choć wiem, że go nie doścignę, bo zniknęło, jak czas. Jechałam do ciebie ojcze z takim pośpiechem, jak gdybym tu Aurelego ujrzeć miała, a jeśli nie jego, to coś, co mi ulgę sprawi. Niemal wierzyłam, że powiesz mi jakieś słowo, które rozbłyśnie gwiazdą na otaczającej mnie nocy, że przestanę wisieć nad bezdenną otchłanią i oprę się na czemś trwałem, że cierpiąc razem, odnajdziemy go pod jakąś postacią i że on w niej między nami na zawsze zostanie. Dopiero teraz rozumiem, że nastąpiło to, co jedynie nastąpić mogło: spotkały się dwie boleści i nic więcej. Nic więcej. Gdybyś ojcze rzekł: podążmy stąd gdzieindziej, pojechałabym natychmiast i łudziła się, że tam jakąś pociechę dościgniemy.
Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/190
Wygląd
Ta strona została skorygowana.