Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

skarga; czegóż z tą niemocą dokażę? Pan hrabia zjawia się jak zbawca...
Hr. Scibor. Dla pana Wiszara miałem zawsze sympatyę, o ile mi na nią pozwalała różnica zasad i dążeń; z ojcem pańskim pójdę przeciw niemu tylko do tego punktu, do którego mnie powinność obywatelska doprowadzi; szlachetne uczucia pańskie należycie oceniam, postaram się więc wydobyć Wiszara z bagna, w które wpadł nieopatrznie, biegnąc za zwodną mrzonką.
Justyn. Panie hrabio, jakże wspaniałomyślnym być umiesz, a dobroczynnym być możesz... A, Wiszar nadchodzi (Wiszar zbliża się spiesznie).


SCENA V.
Ciż i Wiszar.

Wiszar. (zadyszany). Chodź pan... jeszcze cię pamięta ale nie pozna. Chora... bardzo chora... prawie nieprzytomna.
Justyn. Nie ona nie umrze, wyzdrowieje, zmartwychwstanie... Ja ją dźwignę, ja jej chorobę przebłagam... Pójdę sam... Pan hrabia życzy sobie porozumieć się z panem...
Wiszar (do Scibora — gdy Justyn oddala się). Przepraszam... jestem rozbity... siostra moja ukochana... Pan hrabia widzi, że nawet nie mogę się zdziwić obecnością pańską u mnie.