Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Hr. Scibor. Szanuję boleść pana i usuwam się...
Wiszar. O, tak, cierpię. Chociaż po co ja tam wrócę, kiedy ją straszę zrozpaczoną twarzą...
Hr. Scibor. Dla samej chorej powinieneś pan być spokojniejszym i nie poddawać się rozrzewnieniu.
Wiszar. Rzeczywiście, sam to czuję... Co pan hrabia rozkaże?
Hr Scibor. Nie pora na takie sprawy, z jaką ja tu przybyłem.
Wiszar. Zostań pan i odurz mi, jeśli zdołasz, głowę inną myślą. Potrzebuję odpocząć w tej torturze.
Hr. Scibor. Nie teraz, nie dziś...
Wiszar. Więc pan nie chcesz mi pomódz?
Hr. Scibor. Taki zamiar mnie do pana sprowadził.
Wiszar. A... tem lepiej. Mów pan, proszę szczerze.
Hr. Scibor. Sprzedaj mi pan swoją fabrykę.
Wiszar. Fabrykę... moją... mam sprzedać? Czyś pan to powiedział dlatego, ażeby mną wstrząsnąć, ażeby smutek we mnie zagłuszyć? Dobry pomysł. Więc się targujmy... Ale nie, środek zbyt drażniący... Poszukaj pan innego.
Hr. Scibor. Najleszym[1] będzie pozostawienie pana w spokoju. Pan jesteś zmęczony.
Wiszar. No, to kupuj pan fabrykę.
Hr. Scibor. Panie Wiszar, pragnę ci zastąpić przyjaciela i radzę, zawładnij sobą, nie rozstrajaj się tem szyderstwem z mojej propozycyi, która jutro, przy

  1. Przypis własny Wikiźródeł błąd w druku — Najlepszym