Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wiszar. Czy pan nie masz dla mnie żadnej rady?
Morski. Nie mam 10.000 złr., a byłaby to jedyna rada.
Wiszar. Czemu podłość nie jest dębem — próbowałbym go z korzeniem wyrwać; czemu nie jest skałą — próbowałbym ją rozbić; czemu nie jest tygrysem — rozdarłbym mu paszczę! Ona jest tylko miazmatyczną parą, której ująć niepodobna, a wetchnąć trzeba. Czy ten młot ma mnie rozmiażdżyć? Chyba nie!
Morski. Aby tylko nie uderzył drugi.
Wiszar. Co pan przewidujesz?
Morski Już nie przewiduję, ale widziałem w skończonym obrachunku, że niedobór fabryki po 1 stycznia, a więc właściwie w ciągu półrocza, wynosi 20.000 złr.
Wiszar. Aż tyle?
Morski. A będzie więcej, bo sprzedając papier po cenie zniżonej o 25 procent, nie pokrywamy kosztów wyrobu, te zaś umowy, które zawarliśmy na lepszych warunkach, niewiele warte, gdyż już trzy zerwano.
Wiszar. (coraz bardziej wzburzony). Z naszej winy?
Morski. Z winy Kreislera, który swoich odbiorców zwolnił na ten rok z kontraktów i oddał im papier według nowego cennika. Nasi żądają takiego samego ustępstwa.
Wiszar. Kreisler pode mną kopie, Kreisler nade mną krąży, Kreisler uderza na mnie otwarcie, Kreisler godzi skrycie, wszędzie Kreisler, tak, że gdybym teraz