Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Regina. Aureli nie kalecz się przywidzeniami.
Wiszar. Dobra jesteś... przebacz mi. Ja dziś potrzebuję się wyłzawić... Wiesz, że nie zawsze bywam mięki, że umiem skrzepnąć i stwardnieć, ale odezwało się we mnie marzące dziecko pustyni. Siedziałem dotąd w kantorze... Nagle wydało mi się, że ktoś do mojej czaszki nasypał mrówek... że ściany fabryki trzeszczą, że ona zsiadła się i dusi wszystkich. Wybiegłem tu, ażeby się uspokoić. Daremnie jednak odpędzałem od siebie różne zmory, dopiero przed tobą one pierzchły. Dopiero teraz widzę naszą fabrykę w całej wspaniałości, mocy i dumie... I czyż ja w takiej chwili mogę nie czuć dla ciebie miłości!
Regina (całując go). No, czujże sobie, co chcesz, tylko nie więdnij łatwo. (Służący zbliża się spiesznie). Czemu on tak biegnie?
Służący. Pannie Cecylii bardzo źle się zrobiło!
Wiszar. Co takiego?
Regina. Wstała?
Służący. Leży, ale z ust krew jej płynie.
Regina. Ach!
Wiszar. Chodźmy (od fabryki ku nim idzie Morski).


SCENA II.
Ciż i Morski.

Morski. Czy mogę...
Wiszar. Siotra moja niebezpiecznie zasłabła.