Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rzuconych na twardą dolę biedaków. Ale nie drżyj kochany, oni nas będą błogosławić, choćby nawet zarobili mniej, niż łakną.
Wiszar. Choćby nawet w tym roku musieli poprzestać na płacy dziennej... Przecież nie dla siebie wznieśliśmy tę fabrykę, tylko dla nich. Ach, Regino moja, ile razy na ciebię spojrzę, widzę, co ci winienem. Przecież to twoja myśl żyje jak dusza w tym przybytku pracy i dobra. Czy ja bym go sam stworzył? Przelatywałbym świat bez kierunku i celu, jak rzucona w przestrzeń myśl obłąkanego. Tyś mnie nauczyła miłości, przywiązania do kraju, współczucia dla jego nędzy, gotowości do poświęceń... Duch mój, niby dziki wicher, szalejący po oceanie i łamiący maszty statków, pod twojem zaklęciem zamienił się na spokojny a silny wiatr, który wydyma żagle nawy społecznej. Budując tę fabrykę, kochałem w niej przedewszystkiem ciebie; dziś płonie mi nad nią gwiazda idei, która rozkłada swe blaski po myślach moich, która mnie zagrzewa do czynu i na coraz wyższe stopnie zadań wiedzie... Teraz już brak tego robotniczego ula, którego jestem królującą pszczołą, wyłamałby mi wielką szczerbę w życiu.
Regina. Czemuż byś go miał stracić?
Wiszar. Tak gęsto zaroją się czasem koło tego ula złośliwe trzmiele...
Regina. Wróć do dawnej pogody, kiedy w najczarniejszą noc wybiegały z twych ust błyszczące myśli