Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Justyn. Dotąd jednak żadnej szkody z jego powodu ojciec nie poniósł.
Kreisler. Ty nazywasz dobrodziejstwem to, że rodzice mają odebrać z fabryki swoje dzieci i wypędzić obce, ażeby im nie obniżały płacy? Zresztą, czy ja powinienem czekać, aż mi na głowę kamienie spadną i nie schronić się przedtem pod dach, tylko rozpiąć parasol?
Ksawery. Pozwólcie mi panowie wtrącić skromną uwagę: mnie się zdaje, że w tej sprawie największą wartość musi mieć głos najobszerniejszego doświadczenia, którem nas wszystkich przewyższa pan Kreisler. Nie ryzykując własnych rozumów, zaufajmy jemu.
Kreisler. Oto mowa rozsądna. Justynie, gdy ja umrę, radź się swego szwagra.
Justyn. Tyle ustępstw zrobiłem ojcu, że dla szwagra by mi ich zbrakło.
Ksawery. Ja nie będę wymagał.
Kreisler. Zatem do rzeczy.
Hr. Scibor. Właśnie w owej rzeczy winienem pana objaśnić, że chociaż posiadam fabrykę, same względy przemysłowo-handlowe nie pobudzą mnie do działania przeciw panu Wiszarowi. Muszę mieć tę pewność, że on narusza porządek społeczny, że targa stosunki prawidłowe, że, wogóle, szerzy chorobę moralną i ekonomiczną...
Kreisler. Pan hrabia jeszcze nie jest o tem przeko-