Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Kreisler. Tylko z cudzym zyskiem? Tobie ta głupowata miłość rozum potargała. Ty mi do interesu nie plącz żadnych czułości, bo on ich nie znosi!
Justyn. Jednakże jako wspólnik ojca pragnę mieć przynajmniej własne zdanie.
Kreisler. Dotąd jest to jedyny twój wkład do tej spółki, a jeżeli go chcesz zachować nietykalnym, mogę ją każdej chwili rozwiązać. Bardzo łatwo się rozliczymy: ja wezmę mój kapitał a ty swoje zdanie.
Justyn. Znam tę pogróżkę.
Hr. Scibor. Nie mieszając się do sporu panów, sądzę, że pan Justyn ma poniekąd racyę.
Kreisler. Jaką?
Hr. Scibor. Bo pan chcesz zniszczyć drugiego człowieka.
Kreisler. Pan hrabia sądzi, że ja do szczęścia potrzebuję niedoli Wiszara, że pragnę utyć jego chudością, nacieszyć się jego smutkiem? Mnie on nic nie obchodzi — nic, zarówno bogaty, jak biedny, mnie obchodzi tylko mój interes. Niech on za każdy arkusz bibuły dostaje arkusz banknotów, niech swoje posadzki wykłada słoniową kością a drzwi zasuwa na platynowe rygle, ja mu nie będę zazdrościł i przeszkadzał; ale niech osią swojego wozu o węgieł mojego domu nie zawadza, niech mnie nie podrywa. Ja go nawet lubię, bo to dobry chłop, ale głupi, a w przemyśle współzawodnik głupi gorszy od złego.