Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

której nie mam żadnego prawa; jeśli więc pan wolisz mi go odmówić, nie miej skrupułu.
Ksawery. Przypuszczam, że będziesz pani wspaniałomyślną.
Sylwia. Może nie.
Ksawery. Ufam.
Sylwia. Nie drażni mnie ciekawość, ale chęć znajomości życia męża mojego przynajmniej o tyle, o ile jego historya jest obcym ludziom znana. Nie lubię być uważana za naiwną i nią rzeczywiście nie jestem: byłoby mi więc bardzo nieprzyjemnie, gdybym kiedykolwiek z powodu pana musiała znosić złośliwe uśmiechy i szczypiące słowa bez wiedzy o ich znaczeniu i prawdzie. Krótko mówiąc, co pana łączyło i rozłączyło z panią Wiszar i panną Cecylią?
Ksawery. Dość zwykła omyłka — taka, jaka np. zdarza się, gdy zamiast własnej — weźmie ktoś przy stole cudzą serwetę.
Sylwia. Jaśniej wytłomaczyć pan tego nie możesz?
Ksawery. Rozsądek pani ułatwi mi tę spowiedź. Zapewne zgodzi się pani na to, że każdy człowiek, odpowiednio do swego stanowiska, wymagań i praw, musi zużyć dla siebie jakąś ilość ludzi — w ten lub inny sposób. Panna Regina a dziś pani Wiszar swobodą życia i zasad upoważniła swoich znajomych do mniemania, że ani sama nie zrzeka się praktycznych korzyści z tej swobody, ani ich nie odmawia najbliższemu otoczeniu. Wzięła ona do siebie sierotę, jak się