Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/079

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Tak jestem tego pewny, że aż lżej czuję smutek naszego rozstania.
Aureli. Więc ciągle ta fatalna myśl...
Regina. Nie odbieraj mu jej pan, bo szczęśliwa.
Makary. Tak, szczęśliwa, bo teraz trzeba mi pustyni. Czegóż więcej życzyć sobie mogę? Wiatrom opowiadać będę moją radość i tęsknotę, każda skała powtórzy mi stokrotnem echem wszystkie słowa, gdy jej o mojem ojcowstwie mówić będę. Tam i Bóg może łaskawszy a ludzie mniej okrutni. Nie mam już uczuć, nie mam myśli, któreby dostroić się mogły do harmonii tutejszego świata.
Cecylia (tuląc się do Makarego). Przynajmniej jeszcze dni parę ojczulku z nami zostań. (słychać za sceną stłumiony głos organów i zakonniczego śpiewu).
Makary (drgnąwszy — wsłuchuje się przez chwilę rozrzewniony). Słuchajcie, jak ten śpiew żegna mnie i wypędza... Już jestem gotów — wszystko, co moje, koło mnie lub we mnie... No bądźcie zdrowi!...
Cecylia (rozpaczliwie). Na zawsze!
Aureli. Biedy mój ojcze, co tam robić będziesz?
Makary. Nie sądźcie, że jadę w szczęśliwych sercach szczepić truciznę mojej boleści... Dzicy podobno nauki chrześcijańskich misyonarzy nie rozumieją — ja im poniosę katechizm w sobie — a co ja powiem, najdziksi rozumieć będą. Stary świat powinien nowemu posyłać na apostołów nie mądrych, ale nieszczęśliwych.
Regina (ściskając wzruszona rękę Makarego). Bądź